Wiele razy miałam styczność z kryminałami skandynawskimi, lecz jeszcze ani razu z duńskim. I powiem Wam szczerze, że nie wiem, z czego to wynika. Gdy czytałam „Niepokój. Detektywistyczną serię o Axelu Steenie” Jespera Steina, miałam dosyć mieszane uczucia względem niej i zaraz Wam powiem dlaczego.
Pierwszego marca 2007 roku, na jednej z kopenhaskich ulic – Jagtvej, policja rozpoczęła eksmisję Ungdomshuset, miejsca kultowego dla wielu młodych ludzi. Wokół wydarzenia wybuchają zamieszki oraz demonstracje w całej dzielnicy Nørrebro, lecz nie jest to jedyne, z czym musi uporać się policja. Pod cmentarnym murem, pilnowanym przez mundurowych, zostaje bowiem znalezione ciało. Dochodzeniem zajmuje się wicekomisarz Axel Steen. „Jak nazwać to uczucie, kiedy to, że się obudziłeś, jest najgorszym, co cię spotkało? Kiedy tak cudownie jest być sobą samym we śnie, nawet jeśli przez cały czas w tyle głowy czujesz, że coś się nie zgadza, ale dopiero po przebudzeniu to uczucie staje się nie do zniesienia? Czy to koszmar, czy senne marzenie?” Główną postacią jest Axel Steen – outsider, nielubiany przez współpracowników, mający obsesję na punkcie wyjaśniania zabójstw, wicekomisarz. Jest on standardowym przykładem bohatera powieści kryminalnych, właśnie ze względu na swoje usposobienie. I choć większość cech, które posiada, i które są typowe dla książek z danego gatunku, to wyróżnia go zamierzone lub nie – poczucie humoru. Sarkastyczne, lecz odznaczające się w niewielu momentach tej ponad 450 stronicowej powieści. Z jednej strony rozumiem fakt, iż policjant lub śledczy musi posiadać zestaw pewnych określonych cech, lecz według mnie można również pokusić się o „podkręcenie” osobowości głównego bohatera również w aspekcie pozytywnym, a nie wyłącznie poważnym, surowym, jak i nieomylnym. „Wszyscy kłamią. Na ten czy inny temat. W sprawach małych i wielkich. A kiedy już zaczną kłamać, zwykle trudno jest ich zmusić, aby wrócili do prawdy.” Powodem, który sprawił, że z początku ciężko było mi się „wkręcić” w fabułę, była spora ilość wątków erotycznych, za którymi ja nie przepadam. Na szczęście im więcej stron za nami, tym mniej tego typu opisów. Akcja powieści jest dynamiczna, a książka sama w sobie zaskakująca. Mam jednak wrażenie, iż utwór napisany jest na wzór powieści amerykańskich. Możemy tutaj bowiem zauważyć, iż autor pokusił się o mniejszą ilość niepotrzebnych opisów, które zazwyczaj towarzyszą nam przy czytaniu literatury skandynawskiej, a skupił się w większym stopniu na dynamice oraz rozwoju wydarzeń. Ma to swoje plusy, jak i minusy. Z jednej strony, dla czytelnika, który kocha akcję, który uwielbia, kiedy naprawdę coś się dzieje, może być to aspekt zdecydowanie pozytywny. Z drugiej strony, książka nie posiada już tego skandynawskiego klimatu – możemy go zauważyć głównie, czytając nazwy ulic, nazwisk, czy mając świadomość, iż wydarzenia rozgrywają się na jednej z kopenhaskich dzielnic miasta. Dla mnie, czyli osoby, która woli dynamikę od „zapychaczy fabuły”, jest to rzecz przemawiająca na plus. Nie ukrywam, iż jako fan skandynawskiej literatury kryminalnej, niekiedy nużą mnie zbędne opisy, jak i rozwlekanie akcji. Jest to, chociażby powód, dlaczego wciąż nie skończyłam czytać sagi „Millenium” Stiega Larssona. Tutaj jednak mogę od tego odetchnąć i cieszyć się dobrą książką, zaskakującą oraz taką, którą pomimo dosyć małego fontu – szybko się czyta. Myślę, że jest to zasługa dobrego pióra autora, oraz lekkiego stylu.
Moja ocena: 7/10*
Książkę można zakupić o TUTAJ.
Za możliwość zrecenzowania powieści, dziękuję wydawnictwu Editio Black.