Kiedy kilka światów oraz kilka różnych perspektyw spotka się w wyniku niesprawiedliwego planu jednej osobowości, wszystko może runąć jak domek z kart. Bestia z Giewontu znów atakuje, znów prowokuje, a czytelnik czuje się tak, jakby był w jednym z popularnych seriali kryminalnych. 

Na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy zostaje odnaleziony martwy turysta. Wyrwane zęby, odcięte opuszki palców, jak i odnaleziona w ustach syryjska moneta sugerują, iż Bestia z Giewontu ponownie zaatakowała. Podejrzani mogą być wszyscy, a może nawet któryś z uchodźców, który wraz ze swoją grupą miał zostać w Kościelisku tyko przez trzy dni? Nic nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. „Zwykli ludzie są aniołami. Politycy natomiast diabłami.” Kiedy sięgałam po „Trawers” miałam nadzieję, że cokolwiek rozwiąże się w sprawie jednej osoby, której losy są niewiadome od zakończenia najpierw „Ekspozycji”, potem nagłego powrotu tej sprawy w zakończeniu „Przewieszenia” i nie dlatego, iż „tęsknię” za tą postacią. Moje myśli nakierowane były na zupełnie inny tor, w którym dana postać się pojawia, lecz nijak nie łączyłam tego z tym co rzeczywiście się w „Trawersie” wydarzyło. Z początku uważałam tę powieść, jako najmniej dopracowaną i najgorszą spośród przeczytanych trzech części serii. Moje zdanie nie zmieniło się jakoś diametralnie, aczkolwiek po skończeniu książki, nie uważam jej za twór niedopracowany. Intryga mi się podobała, zakończenie również, choć nie było tak szokujące, jak to u Remigiusza Mroza w zwyczaju. Nie zmieniłam jednak mojego podejścia do tego tomu i wciąż uważam, iż jest on gorszy od pozostałych, gdyż nie ma w nim tego efektu zaskoczenia czytelnika, ani dużych zwrotów akcji. Pragnę też zaznaczyć, iż gorszy nie równa się stwierdzeniu – zła powieść. Uważam, iż jest to świetny kryminał i warto go przeczytać, aczkolwiek Remigiusz Mróz napisał lepsze książki i jeśli nie przypadnie wam do gustu „Trawers”, może spodobać się wam na przykład „Behawiorysta” lub „Czarna Madonna”. Każdy ma inny gust i myślę, że nie warto zrażać się do autora po pierwszym podejściu. A dlaczego to piszę? Ponieważ mam wrażenie, że niektórzy czytelnicy zbyt poważnie traktują literaturę i nie potrafią pojąć, iż powieści kryminalne, jakie by one nie były, nie są typem literatury poważnej i podniosłej, a raczej mają sprawiać nam – czytelnikom, przyjemność jak i satysfakcję. Dlatego też, „Trawers” według mnie byłby idealnym zakończeniem serii z Wiktorem Forstem, lecz nie neguję tego, iż powstała kontynuacja, ponieważ rozumiem, że nowe pomysły zawsze będą chciały ujrzeć światło dzienne, niezależnie od tego, czy innym to przypadnie do gustu, czy też nie. Niech autor robi swoje i tworzy dalej, zwłaszcza wtedy, kiedy w internecie wylewa się zewsząd fala tak zwanego „hejtu”. „Cała przyjemność tkwiła w dążeniu do celu, nie w napawaniu się jego osiągnięciem.”

Ocena: 3 na 5.

Jedna myśl na temat “Zasadzka poniekąd przewidywalna – Remigiusz Mróz „Trawers”

Dodaj komentarz