Odkąd zaczęłam czytać w większości same thrillery oraz powieści kryminalne, zdążyłam zauważyć pewną zależność. Otóż do mojego pojmowania niektórych faktów z książek wkradła się pewnego rodzaju schematyczność. Szybsze pojmowanie faktów i łączenie poszlak ze sobą tworzy pewnego rodzaju rutynę, której ciężko się wyzbyć. Tak właśnie stało się, gdy do moich rąk trafił egzemplarz „Dziewczyny w lodzie” Roberta Bryndzy.