Jak co roku pojawiam się na Targach Książki w Krakowie, tak i w tym roku nie było wyjątku. W przeciwieństwie do zeszłej edycji TTK udało mi się pojawić na nich dopiero podczas weekendu, ale za to czas na nich wykorzystałam lepiej, niż poprzednio.
SOBOTA
Moją tegoroczną przygodę z targami rozpoczęłam w sobotę, choć planowałam pojawić się na nich już w piątek. Niestety plany te spaliły na panewce i halę EXPO odwiedziłam dopiero następnego dnia.
W drodze na 23. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie towarzyszyła mi przyjaciółka, z którą spędziłam ten sobotni czas. Spotkałyśmy się przed galerią M1 tuż przed godziną 10:00, po to, by wejść na halę w miarę swobodnie. No cóż… Nic bardziej mylnego. Od samego rana dało się zauważyć zatrważające tłumy. W tym roku organizatorzy wydarzenia świetnie wybrnęli z niekomfortowej sytuacji dla zwiedzających, ustawiając bramki odgradzające osobne wejścia dla gości branżowych i wystawców, do kasy oraz dla mediów, jak i blogerów, w połowie drogi od ogrodzenia do wejścia na halę. Nie było przez to jednego wielkiego tłumu cisnącego się do EXPO jak do hipermarketu w kabarecie Ani Mru Mru.

Oczywiście pierwszy dzień Targów nie obyłby się bez zakupów. Przyjechałam tam ze swoim małym planem zakupowym i miałam się go trzymać, ale wszyscy wiemy, jak to bywa, gdy wokół nas jest tyle dobroci. Tak… Z zaplanowanych książek kupiłam dwie, plus kolejne dwie niezamierzenie, a oprócz nich jeszcze jedną dla babci. Oto co kupiłam:
- „Urbex History. Wchodzimy tam, gdzie nie wolno” Łukasz Dąbrowski, Konrad Niedziułka, Jakub Stankowski
- „Zapach śmierci” Simon Beckett
- „Prawiek i inne czasy” Olga Tokarczuk
- „Iluzjonista” Remigiusz Mróz
- „Coś” John W. Campbell
Tak się złożyło, że po zakupach, razem z przyjaciółką poszłyśmy odpocząć na drugie piętro, by trochę porozmawiać, ponieważ do spotkań z autorami miałyśmy jeszcze trochę czasu, z czego ja dwie godziny dłużej od niej. Właśnie wtedy udało mi się poznać nowe osoby, w tym dwie panie, z czego okazało się, że jedną z nich jest Karina Krawczyk, autorka m.in. powieści kryminalnej „Nazywam się milion”.

Pierwszym autorem, do którego ustawiłam się w kolejce, był Stuart Turton, autor powieści „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”. Stałam na samym początku, dlatego udało mi się zamienić słowo z pisarzem, a następnie udałam się do chłopaków z kanału Urbex History, którzy przyjechali na krakowskie targi, by podpisywać swoją książkę. Nie ukrywam, że na tym spotkaniu zależało mi najbardziej i cieszę się niesamowicie, że mogłam z nimi zamienić parę zdań (zawsze jak się czymś ekscytuję, to mówię głupoty — tak było i tym razem, jak wypaliłam coś o targowym survivalu). Cenię chłopaków za to, że przekazują wartościowe treści w swoich filmach, nie próbują robić sensacji na siłę (zwłaszcza, jesli chodzi o nawiedzone miejsca) i pokazują, że urbex (urban exploration) może być czymś interesującym (i dla ludzi o mocnych nerwach, bo żeby chodzić m.in. nocą po opuszczonych miejscach, trzeba mieć nerwy ze stali). Miałam również w planach zawitać u Jakuba Małeckiego, ale byłam już wykończona staniem w kolejkach i przeciskaniem się między tymi wszystkimi ludźmi, a tłumy w tym roku były niesamowite. Odpuściłam, choć „Inne światy” ciążyły mi w plecaku niemiłosiernie.
NIEDZIELA

Drugi dzień spędziłam już sama. Na miejsce przybyłam chwilę przed 11:00, by zawitać u Alka Rogozińskiego. Zdziwiło mnie to, jak mało osób stało w kolejce do autora na kilka minut przed spotkaniem. Stałam na samym początku, więc w sumie cieszę się, że odpuściłam sobie stanie w tej kilometrowej kolejce w sobotę.
Chwilę później zrobiłam ponownie obchód między stoiskami. Przy jednym stałam wyjątkowo długo, bo chyba z 30 – 40min. Tak to jest, jak człowiek ma ostatnie 30zł i chce kupić książkę, tylko nie wie którą. Wahałam się między „Gałęziste” Artura Urbanowicza, a innymi z Wydawnictwa Vesper. Na szczęście zdecydowałam się na „Coś” Johna W. Campbella, a że Marc Elsberg miał spotkanie na targach godzinę później, stwierdziłam, że pójdę już i usiądę przed salą, gdzie miało się ono odbyć.
Na szczęście sala była dostępna dla zwiedzających, więc długo nie trzeba było siedzieć na podłodze. Akurat tutaj autor zaczął od podpisywania książek, przez co udało mi się dotrzeć na spotkanie z Maciejem Czarneckim, autorem m.in. reportażu o instytucji Barnevernet „Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym)”. Jeśli chcecie poznać moją opinię o tej książce, zachęcam do przeczytania recenzji <klik>.
Było to moje ostatnie spotkanie, po którym udałam się na przystanek tramwajowy, by dotrzeć do domu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że działo się dużo. Dziękuję wszystkim, których udało mi się spotkać i poznać. Te dwa dni były dość intensywne i mam nadzieję, do zobaczenia w przyszłym roku. 🙂
Vi ses!
Byłam w tym roku po raz pierwszy na targach – i to tylko w sobotę, więc tłumy mnie trochę wymęczyły, przyznam. Ale za to udało mi się spotkać z przyjaciółką po czterech latach!
PolubieniePolubienie
Dziękuję za wspomnienie, pozdrawiam o zapraszam do czytania 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cudowna relacja! Mam nadzieję, że w przyszłym roku to i mi się uda dotrzeć 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję 🙂 I oby się udało. 🙂
PolubieniePolubienie