Nieczęsto sięgam po audiobooki, lecz gdy jednak zamierzam przesłuchać książkę, wybieram na ogół taką, którą mogę pochłonąć jednego dnia. Tak było i tym razem, kiedy to postanowiłam zapoznać się z historią Wery ukazaną w powieści Zyty Rudzkiej zatytułowanej „Ten się śmieje, kto ma zęby”. Jest to również tegoroczna zwycięska powieść Nagrody Literackiej Nike, a że nie przyszło mi jeszcze do tej pory obcować z żadną lekturą ani nominowaną do tej nagrody, ani zwycięską, stwierdziłam, że będzie to dobry początek.

Wera i Karol całe życie ze sobą przeżyli. Zarówno te złe, jak i dobre momenty. Jednak teraz, gdy jej mąż nie żyje, ona chodzi po starych miłościach w poszukiwaniu butów do trumny dla nieboszczyka.

Człowiek musi od czasu do czasu popatrzeć na drugi brzeg. Od tego mu lepiej.

Przede wszystkim to bardzo specyficzna książka i nie wiem, czy przebrnęłabym przez nią, gdybym sięgnęła po nią w wersji papierowej. Słuchając powieści Zyty Rudzkiej, którą czyta Maria Maj, odniosłam wrażenie, że to dość chaotycznie napisana historia. Mimo iż podczas słuchania audiobooka nie robiłam nic wymagającego ode mnie uwagi, co pewien czas łapałam się na tym, że były fragmenty, które najprościej ujmując mi uciekły. Wracanie do nich było kłopotliwe. W tej chwili również chciałabym zaznaczyć, że zawsze słucham audiobooków na podwójnym przyspieszeniu i do tej prędkości jestem przyzwyczajona. „Ten się śmieje, kto ma zęby” jednak jest jedną z tych powieści, które wymagają trochę więcej uwagi czytelnika, dlatego słuchanie jej na tak dużym przyspieszeniu było błędem. Nie sądzę jednak, że moja opinia uległaby drastycznej zmianie, gdybym trochę zwolniła tempo.

Nie miał talentu do życia. Umieranie lepiej mu poszło. Człowiek zabija się, jak umie.

To, co chciałabym przede wszystkim docenić to styl autorki, który, mimo iż dość wulgarny i bezpośredni, to sprawił, że w odbiorze była ona interesująca. Książka dotyka trudnego tematu, jakim jest radzenie sobie ze śmiercią bliskiej osoby. Jednakże tym, co jest warte tutaj uwagi jest samo postrzeganie śmierci oraz żałoby, które książka przedstawia w inny sposób niż sobie na ogół wyobrażamy. Mimo wszystko, choć doceniam tę powieść za sam pomysł oraz oryginalny styl autorki, tak mam wrażenie, że samej fabuły nie jestem w stanie przyswoić na dłużej. Rozumiem konspekt oraz przedstawienie ni to przygnębienia, ale może i w pewnym sensie ulgi związanej z pogrzebem męża i jego brakiem, ale odczuwam również, że zabrakło tu miejsca na głębszą refleksję. Zamiast tego dostajemy bohaterkę, która w moim odczuciu przybiera pozę obojętnej na wszystko oraz roszczeniowej kobiety. Poza samym wątkiem związanym w przeżyciami seksualnymi głównej bohaterki niewiele udało mi się z niej wyczytać. Te związane są ze zdecydowanie większą częścią całej historii.

Miłość to czysta kwasota, nie rozcieńczysz.

Podsumowując, mimo iż dotyczy trudnego tematu, napisana jest ciekawie oraz oryginalnie, to nie dostrzegłam w niej tego, czego chciałam. Odnoszę wrażenie, że jak szybko ją przesłuchałam, tak szybko niestety o niej zapomnę, a szkoda. Zapewne moje opisane odczucia co do niej są równie chaotyczne jak sama historia, lecz nie jestem w stanie wytłumaczyć prościej, jak bardzo mieszane uczucia mam po jej przesłuchaniu.

Ocena: 2.5 na 5.

3 myśli na temat “Buty dla nieboszczyka — Zyta Rudzka „Ten się śmieje, kto ma zęby”

Dodaj komentarz