Z „Opowieścią podręcznej” Margaret Atwood było mi z początku nie po drodze. Niby o niej słyszałam, ale jakoś tak szczególnie nie spieszyło mi się, żeby po nią sięgnąć. Do czasu, gdy pierwszy odcinek serialu nakręconego na jej podstawie stał się materiałem do analizy na zajęciach z języka angielskiego. Tak mnie to zainteresowało, iż całe dwa sezony obejrzałam taśmowo, a książka stała się moim priorytetem czytelniczym. Dlatego też moi drodzy, piszę tę recenzję z punktu widzenia osoby, która najpierw obejrzała serial, a następnie przeczytała książkę. 

Można powiedzieć, iż Margaret Atwood to spadkobierczyni Georga Orwella. Napisała ona powieść porażającą swoją aktualnością, choć ta po raz pierwszy ukazała się w 1985 roku. Mogłoby się wydawać, iż historia ta jest już zbyt odległa, lecz łamanie praw kobiet oraz przemoc wobec nich wciąż pozostaje obecna w życiu codziennym. „Opowiadając ci tę historię, wymuszam twoje istnienie. Mówię, więc jesteś.” Autorka w swojej twórczości dotyka tematyki feministycznej, społecznej i ekologicznej, lecz to, w jaki sposób ukazała je w „Opowieści podręcznej”, jest według mnie majstersztykiem w czystej postaci. Powieść wiązana jest przez krytyków z reakcją na rządy Ronalda Reagana, kiedy to próbowano ograniczyć procesy emancypacyjne, lecz dla mnie bezpośrednio wiąże się z tym, co dzieje się aktualnie w Polsce i na świecie. Wyobraź sobie, jak mogłoby wyglądać piekło kobiet. Jak ciężko jest żyć, będąc wykorzystywaną seksualnie niewolnicą potrzebną jedynie do przedłużenia gatunku ludzkiego? Odartą z własnej tożsamości? Bez wolności? Jak egzystować w świecie opanowanym przez rasistowsko-nacjonalistyczną organizację terrorystyczną o profilu religijnym, która podporządkowuje sobie społeczeństwo według własnych reguł, a nieposłuszeństwo kara w bestialski i perfidny sposób? Czy całe życie można ograniczyć do zasad panujących w Starym Testamencie? Margaret Atwood w swojej antyutopii ukazała najmroczniejszą stronę ludzkiej egzystencji, świata doszczętnie zepsutego. Martwego dosłownie i w przenośni. „Jestem uciekinierką z przeszłości i jak każdy uciekinier rozpamiętuję obyczaje i nawyki z życia, które porzuciłam lub zostałam zmuszona porzucić, i to wszystko, z tego miejsca, wydaje mi się dziwaczne, a mój stosunek do tego obsesyjny. Jak biały Rosjanin popijający herbatę w Paryżu i rzucony w wiek dwudziesty, wędruję w przeszłość, szukając dawnych ścieżek; robię się zbyt ckliwa, gubię się.” Tutaj nic nie jest do końca oczywiste. Autorka nie szczędzi nam domysłów w wielu kwestiach. Chociażby imienia głównej bohaterki. Poznajemy ją jako Fredę, podręczną w rodzinie wysoko postawionego komendanta Waterforda oraz jego małżonki Sereny Joy, lecz imię to nosi podręczna, a nie prawdziwa kobieta z krwi i kości, której życie znacznie odbiegało od tego, w którym znajduje się obecnie. To trochę jak płachta narzucona na zakurzony rower, tak by móc go już więcej nie oglądać, tak by ignorować jego istnienie. „Perspektywa jest niezbędna. W przeciwnym razie są tylko dwa wymiary. W przeciwnym razie żyjesz z twarzą przylepioną do ściany i wszytko jest jednym wielkim pierwszym planem samych detali, zbliżeń: pojedyncze włosy, faktura prześcieradła, cząsteczki twarzy. A twoja własna skóra przypomina mapę, diagram powierzchowności, poprzecinany mikroskopijnymi drogami prowadzącymi donikąd. W przeciwnym razie żyjesz w obrębie chwili.” Główną cechą „Opowieści podręcznej” jest to, iż napisana jest w sposób wyważony, spokojny, który z pozoru nijak nie łączy się z ogólnym wydźwiękiem historii. Jest to jednak zabieg zamierzony, który nadaje poniekąd dramatyzmu, ale i aury niepokoju, który towarzyszy czytelnikowi przez cały czas obcowania z książką. „To jest właśnie jedna z tych rzeczy, które oni robią. Zmuszają do tego, żeby człowiek zabijał sam siebie.” Jedyną, ale to jedyną rzeczą, której nie potrafię zrozumieć, to decyzja tłumacza, który postanowił spolszczyć niektóre imiona, przez co, zamiast Lucasa zastajemy Łukasza, a zamiast Janine ukazuje nam się Janina. I naprawdę nie wiem, jaki jest w tym wszystkim cel, ale potwornie czyta się coś takiego. Zwłaszcza dla osoby, która po obejrzeniu serialu zabiera się za książkę. Mimo wszystko tak się nie robi i bardzo proszę mieć to na uwadze. Podsumowując, powieść Margaret Atwood zajęła szczególne miejsce zaraz obok mojej ukochanej „Chemii Śmierci” Simona Becketta oraz całej Skandynawii, czyli dwóch rzeczy, które wyjątkowo sobie cenię.

Moja ocena: 10/10*

9 myśli na temat “Jak wygląda piekło kobiet? – Margaret Atwood „Opowieść podręcznej”

  1. Bardzo się ciesze, ze powstają książki, które poruszają tak ważne i trudne tematy. Zawsze uważam takie książki za najbardziej wartościowe, także chętnie przeczytam tę pozycję. Świetna recenzja, pozdrawiam serdecznie! 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Ja jestem jeszcze przed serialem, bo postanowiłam przeczytać najpierw książkę. Podzielam Twoją opinię, że momentami jest monotonna, ale kiedy już się człowiek wczuje w ten klimat, to nie można się oderwać od lektury. Zdecydowanie jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Odpowiedz na Magda Anuluj pisanie odpowiedzi

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s