Dla każdego fana mitologii skandynawskiej, kultury i języka ludzi północy powieść tego typu jest jak wisienka na torcie. Skandynawowie zyskali popularność dzięki uwielbianemu przez rzeszę fanów serialu „Wikingowie” gdzie brutalność, gwałty i rozboje są na porządku dziennym. Jako osoba, która we wszystko, co związane ze Skandynawią zapatrzona jest jak w obrazek, nie mogłam przegapić takiej okazji i zaopatrzyłam się w powieść „Wikingowie. Wilcze dziedzictwo.” Radosława Lewandowskiego.

Powieść przesiąknięta jest różnorakimi terminami skandynawskimi. Śmiem twierdzić, iż większość z nich jest zaczerpnięta z języka pranordyjskiego i staronordyjskiego. Plusem jest na pewno fakt, iż książka posiada słowniczek terminów skandynawskich, który pomaga w rozumieniu treści. Książka bez objaśnień wielu zwrotów użytych w utworze, nie nadawałaby się do czytania, gdyż nie zrozumielibyśmy ponad większości wyrazów. Jest to za razem zaleta i wada, gdyż co stronę musimy zaglądać do słowniczka, przez co dłużej czytamy i tracimy cierpliwość. Czasem jednak zastanawiam się, czy język użyty w powieści jest tym „dobrego rodzaju”. „Sprawa do samego hövdinga, a nie do ciebie, synu niewolnika, gównożerco, którego matka wysrała niechcący do dołu z gnojówką, a ojciec urżnął sobie jaja, gdy zobaczył syna, ty ośliniony piętogryzie, psie skundlony, mężo i świniojebie, ty…” Wikingowie tak jednak mają i nie ma co się temu dziwić, w końcu to barbarzyńcy. Książka nie posiada rozdziałów, lecz podzielona jest na cztery księgi, które opowiadają o różnych zdarzeniach w dziejach Skandynawii. W powieści użytych jest również wiele odniesień do nordyckich bogów, takich jak Odyn (najwyższy z bogów, władca Walhalli), Thor (władca piorunów oraz burz), czy Freyja (bogini piękna i miłości). Szczerze mówiąc książka, pomimo tego, iż przesiąknięta jest skandynawską historią oraz mitologią nie wywarła na mnie zbytniego wrażenia. Momentami czytałam z zapartym tchem, jednak po pewnym czasie powieść wydała mi się po prostu nudna i nie wnosiła nic co mogłoby mnie zainteresować. Powiem tak… Nie wytrwałam do końca. Męczyło mnie czytanie tej powieści. Nie wątpię, że autor ma warsztat oraz umiejętności i nie chcę tu nikogo obrazić, lecz wciąż mam wrażenie, iż powieść jest jak wyciągnięta wprost z Wikipedii, a chyba nie o to tu powinno chodzić. Teraz wiem, że nawet dla fana danej kultury i tradycji nie wszystko jest doskonałe i łatwo można się rozczarować. Myślę, że przerwa w kontynuowaniu tej historii jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem i wiem, że na pewno sięgnę po nią jeszcze raz, gdy tylko przyjdzie na to pora.

Ocena: 2 na 5.

2 myśli na temat “Spojrzeniem Wikinga — Radosław Lewandowski „Wikingowie. Wilcze dziedzictwo”

  1. Bardzo lubię takie skandynawskie klimaty przesiąknięte nawiązaniami do tamtejszych legend, mitów i historii. Jednak najlepiej aby samo ich czytanie zbytnio nie kaleczyło moich „europejskich nerwów” i mam tutaj na myśli język przez Ciebie cytowany „„Sprawa do samego hövdinga, a nie do ciebie, synu niewolnika, gównożerco, którego matka wysrała niechcący do dołu z gnojówką, a ojciec urżnął sobie jaja, gdy zobaczył syna, ty ośliniony piętogryzie, psie skundlony, mężo i świniojebie, ty…” Czy cała książka pisana jest w takim stylu ? Czy to tylko język danej postaci ? Wielu Europejczyków dziwi się nad tak jak wspomniałaś ‚brutalnością’ Wikingów, byli oni przecież twardymi ludźmi gór i niestrudzonymi żeglarzami jednak takie opisy wzbudzają bardziej obrzydzenie i odrazę niż moją wyobraźnię. Pozdrawiam chłodno w taki upał 😉

    Polubienie

    1. W powieści jest wiele nawiązań do takiego takiego stylu wypowiedzi. Ja osobiście uważam, że książka nie oddaje zbytnio życia ukazanego przez zwykłego wikinśkiego żeglarza, ale ukazuje te brutalne i w większości wzbudzające obrazę wątki. Według mnie to jest właśnie błędem. No cóż, może się nie znam, ale tak właśnie uważam.

      Polubienie

Dodaj komentarz